Powered By Blogger

piątek, 10 stycznia 2014


Pod względem piłkarskim Trójmiasto, a także Wybrzeże, podzielone jest pomiędzy sympatyków Lechii Gdańsk i Arki Gdynia. Antagonizm pomiędzy fanami tych dwóch klubów trwa już kilkadziesiąt lat.
Kibice podkreślają jednak, że obecnie awantur jest znacznie mniej.
- Trudno nawet powiedzieć, od kiedy trwa konflikt kibiców Lechii i Arki. Pardon, nie Arki, tylko MZKS Gdynia, bo pamiętam czasy, że Lechia grała nie z Arką tylko z MZKS. Obecna nazwa pojawiła się na początku lat 70. Oba kluby regularnie rywalizowały ze sobą w II i III lidze, do tego doszły także liczne nieporozumienia przy transferach piłkarzy z jednego klubu do drugiego i te emocje przerodziły się w konflikt, który trwa do dzisiaj. Nie wyobrażam sobie, aby kiedykolwiek mógł zostać on zażegnany. Nienawiść Lechii z Arką na stałe wpisała się w specyfikę tego regionu. Sami mówimy, że prawdziwy kibic Lechii nienawiść do Arki wyssał z mlekiem matki - powiedział PAP jeden z kibiców Lechii, który chodził na mecze jeszcze w latach 60.
Przykładem tych animozji był casus wychowanka Lechii Tomasza Korynta (w gdańskim klubie z sukcesami występował również jego ojciec, 34-krotny reprezentant Polski Roman), który w 1977 trafił do Arki. Kibice szybko dali wyraz temu, co myślą o jego postawie, bo na płotach przy torach Szybkiej Kolei Miejskiej namalowano napisy "Korynt zdrajca". Co ciekawe, przejcie Korynta juniora w 1982 roku, czyli po spadku Arki do II ligi do Bałtyku Gdynia, nie wywołało już większych emocji.
Pod względem kibicowskim podzielone jest nie tylko Trójmiasto, ale całe Wybrzeże. Z Lechią trzymają miłośnicy futbolu z takich miasta jak Słupsk, Malbork, Bytów, Starogard Gdański, Pruszcz Gdański, Gniew, Sztum, Czersk i Chojnice. Z kolei za Arką jest Kościerzyna oraz kaszubskie tereny położne na północ od Gdyni - na czele z takim miejscowościami jak Wejherowo, Rumia, Reda, Puck, Władysławowo - oraz cały Półwysep Helski. Podzielony jest Tczew, w których dochodzi do różnych kibicowskich incydentów.
Co ciekawe, kibice Lechii i Arki także sympatyzują z fanami zespołów, które na swoim terenie należą do największych wrogów. Gdańszczanie trzymają w Krakowie z Wisłą, a gdynianie z Cracovią. Z kolei na Dolnym Śląsku biało-zieloni (Lechia) wspierają Śląsk Wrocław, a arkowcy Zagłębie Lubin.
- Generalnie Lechia zawsze miała więcej wrogów niż przyjaciół. Nie wszystkie "zgody", jak w przypadku Wisły i Śląska, przetrwała próbę czasu. Tak było chociażby z Widzewem Łódź i Ruchem. Przyjaźń z Ruchem Chorzów skończyła się po wygranym przez nas w 1987 roku barażach, po których chorzowianie po raz pierwszy w historii zostali zdegradowani do ówczesnej II ligi. Poza Arką Lechia nie cierpi także Zawiszy Bydgoszcz, Pogoni Szczecin i Lecha Poznań, z którym w latach 60. i 70. rywalizowała w III lidze - powiedział fan gdańskiego klubu.
Inny kibic Lechii podkreślił, że obecnie do awantur między sympatykami tych drużyn dochodzi znacznie rzadziej niż kiedyś i są one mniej brutalne.
- Czasy otwartych wojen przeszły do historii. Dzisiaj środowiska kibicowskie infiltrowane są przez policję i coraz trudniej umówić się nawet na tzw. ustawkę. Nie wyobrażam sobie, aby teraz, jak to miało miejsce kilkanaście lat temu, można było oficjalnie stać na peronie w Gdańsku Oliwie czy Głównym, aby spuścił łomot jadącym pociągiem na mecz +śledziom+. Takie akcje, jak gonienie się po obwodnicy i zastawianie różnych pułapek, chociażby na stacjach benzynowych, również przechodzą do annałów. Pamiętam, że w latach 90. Arka, która miała wówczas naprawdę silną ekipę, polowała na lechistów pod naszych stadionem. Wtedy można było oberwać po głowie i stracić szalik w parku przylegającym do stadionu, a teraz jest to nie do pomyślenia - powiedział.
Według niego zmieniła się również struktura kibiców. - Wiele osób myśli, że chuliganami są osoby, które prowadzą na meczach doping i wymyślają oprawy. Bzdura. Oni najwyżej powyzywają. Owszem, tak było kiedyś, że kibice, którzy jeździli na wyjazdy, pili, bili, demolowali i rozrabiali. Teraz jest pełna specjalizacja. Obecnie biją się prawdziwi profesjonaliści. Oni prowadzą megasportowy tryb życia, chodzą na siłownię i trenują sztuki walki. Osoby z tych środowisk się znają i jakoś przenikają, ale generalnie są to dwie różne grupy.
- Co prawda kibic, która pojawi się w Gdańsku w żółto-niebieskich barwach, albo w Gdyni w biało-zielonych, wykaże się brawurą, by nie powiedzieć głupotą i nie może liczyć na tolerancję, niemniej obecnie na stadionach ekstraklasy i pierwszej ligi jest bezpiecznie. W latach 90. na tych obiektach dominował western. Bito się regularnie, a teraz są to incydenty. Zdecydowanie łatwiej wszcząć rozróbę na meczach niższych klas, jak chociażby w Słupsku, gdzie kibice Gryfa starli się z fanami Pogoni Lębork. Tylko te zadymy mają charakter wiejskiego wesela - zauważył.
Cały czas dochodzi jednak do różnych incydentów. Rok temu w Redzie, gdzie podczas turnieju grup młodzieżowych grupa 12 "kiboli" Arki poturbowała ojca jednego z piłkarzy Lechii, a ośmiolatkom zabrała szaliki i koszulki. Wiele innych przypadków nie jest jednak zgłaszanych na policję, bo w środowisku jest to traktowane, jako zachowanie "nie licujące z godnością prawdziwego kibica".
Często jest również tak, że kibice Arki i Lechii wspierają fanów zaprzyjaźnionych zespołów grających na PGE Arenie Gdańsk bądź w Gdyni. Tak było chociażby w listopadzie na meczu I ligi Arki z Chojniczanką. Wśród trzech zatrzymanych w trakcie spotkania osób, którym postawiono zarzut niszczenia mienia, nie było żadnego mieszkańca Chojnic. W tym gronie znaleźli się natomiast chuligani pochodzący ze Słupska, Sopotu i Starogardu Gdańskiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz